sobota, 14 czerwca 2014

003

-No nie gadaj! - zaśmiałam się.
-Ale to prawda - uśmiechnął się.
Siedzieliśmy w samolocie już od 20 minut i rozmawialiśmy. Louis opowiadał mi, jak przez przypadek nauczycielka zamknęła go w sali i siedział tam kilka godzin, dopóki woźna tam nie weszła by posprzątać.
-Wiesz... - zaczął - myślałem że będziesz inna - zmarszczyłam brwi, nie widząc o co mu chodzi. - Chodziło mi o to że nie myślałem że... - zaciął się.
-Mów - zachęciłam go.
-...że będziesz wyglądać inaczej - niepewnie spojrzał na mnie.
Westchnęłam.
Wiedziałam o co mu chodziło. Jeśli zapytacie kogokolwiek, jak wyobraża sobie księżniczkę, pierwsze co wyskoczy w jego głowie to śliczna, chudziutka, wysoka i poukładana dziewczyna, z pięknymi blond lokami, sympatycznym uśmiechem, melodyjnym śmiechem, dużymi oczami, nieskazitelną cerą i długimi nogami.
Ja byłam przeciwieństwem w każdym stopniu. Może nie byłam wysoka ale też nie najniższa, miałam dość krótkie nogi, odziedziczyłam je po mamie, cieniowane, czerwone włosy przechodzące w fiolet sięgające do łopatek. Potrafiłam być wredna ale dla rodziny i znajomych byłam miła i bezinteresowna.
Myślałam że choć on nie będzie zwracać uwagi na mój wygląd.
Spuścił wzrok. Nic nie powiedział. Było trochę niezręcznie.
Do końca lotu siedzieliśmy w ciszy. Potem znowu do limuzyny i pod pałac.
Miałam nadzieję, że się do mnie odezwie.
Louis otworzył drzwi i wyszedł, a ja za nim. Sięgnęłam jeszcze po klatkę, która została mi potem wręcz wyrwana z dłoni. Zobaczyłam wielu fotoreporterów, stojących przed bramą. Na chwilę przymknęłam oczy z powodu fleszy. Światła oślepiały mnie, miałam mroczki przed oczami. Zmrużyłam je, chcąc choć trochę widzieć. Niestety, to nic nie dało i już po chwili leżałam na ziemi.
-Panienko! Czy wszystko w porządku? Nic się panience nie stało? - jakiś starszy męszczyzna w garniturze do mnie podbiegł i uklęknął obok.
"Nie, nic się nie stało" pomyślałam. "Ja tylko sprawdzam czy grawitacja istnieje."
Lou znalazł się obok mnie i razem z tym męszczyną podnieśli mnie, bym znowu stanęła.
-Laurin, co się stało? - zapytał szatyn.
-Przewróciłam się, to wszystko - uśmiechnęłam się słabo.
-Czy panienka da radę iść sama? - wtrącił się staruszek.
-Ja...
-Zaniosę ją - zaoferował Louis.
-Dam radę sama - upierałam się. Poczułam jak po mojej ręce spływa jakiś ciepły płyn. Poniosłam rękę.
Krew.
-No nie... - mruknęłam i jeszcze raz osunęłam się na ziemię.





tak, wiem. ten rozdział jest beznadziejny i krótki.
tak więc oficjalnie zarządzam przerwę, wrócę za kilka tygodni

środa, 16 kwietnia 2014

002

-Ale jak to? - krzyknęłam do telefonu. Rozmawiałam z mamą na temat listu, który dostałam od samej królowej Wielkiej Brytanii. Było tam napisane że potrzebują mnie - księżniczki Laurine. Nie wiedziałam o co im chodzi. W końcu zdecydowałam się zadzwonić do mojej rodzicielki, by wszystko wyjaśniła. Powiedziała mi że to co napisali o mnie, że jestem księżniczką, jest prawdą.
-Skarbie, uspokój się to wszystko ci opowiem - powiedziała.
Wzięłam kilka głębszych wdechów i usiadłam na krześle.
-Okej, mów.
-No więc... Gdy byłam w twoim wieku spotkałam pewnego chłopaka. To było jeszcze gdy byłam na studiach w Anglii. Zakochaliśmy się w sobie i... no chyba wiesz co się stało... Potem dowiedziałam się że jest z rodziny królewskiej. Byłam na niego zła, bo nie powiedział mi prawdy. A on mi mówił że to dla było mojego dobra. Gdy powiedziałam mu że jestem w ciąży, kazał mi wrócić do Francji. Zrobiłam tak. Powiadomiłam go gdy się urodziłaś. Powiedziałam mu też jak cię nazwałam i że chcę ci dać moje panieńskie nazwisko. Zgodził się. Od tamtego czasu przysyłał mi pieniądze na utrzymanie ciebie. A teraz pewnie szukają następcy.
-Ale przecież jest ten książę... jak on tam ma... - zacięłam się. W tym momencie kot wskoczył na moje kolana. Nie byłam w nastroju na mizianie, więc go zepchnęłam.
-William? - zapytała.
-No właśnie. On nie może przejąć władzy?
-Mógł się zrzec tronu. Napisali kiedy po ciebie przyjadą? - zmieniła temat.
-Tak, jutro w okolicy południa.
-Skarbie ja muszę już kończyć, zadzwonię później. Pa, kocham cię.
-Też cię kocham mamo - rozłączyłam się.
Nie mogłam w to uwierzyć. Ja następczynią tronu. Przecież rodzina królewska jest duża, więc czemu wybrali mnie?
Zadzwoniłam do Anit i powiedziałam że prawdopodobnie nigdy nie przyjdę do pracy. Całe życie poświęcałam cukiernictwu, a teraz co?
Westchnęłam i spojrzałam na Caramela. On fuknął i odwrócił się.
-Oj, no nie obrażaj się - podeszłam do niego i usiadłam obok na podłodze. - Bardzo jesteś na mnie zły? - kociak spojrzał na mnie i usiadł mi na kolanach. Wzięłam go na ręce i przytuliłam. - Mój kochany. Chodź, idziemy już spać.
Nadal trzymając kota poszłam do sypialni. Odłożyłam go na łóżko. Poszłam do łazienki i tam przebrałam się w piżamę. Zmyłam makijaż i wróciłam do pokoju. W międzyczasie Caramel zdążył zwinąć się w słodką kulkę. Położyłam się  obok niego.
-Dobranoc - szepnęłam.
 ~***~
Następnego dnia obudził mnie dzwonek do drzwi. Przeklęte słońce, świeciło mi centralnie prosto w oczy. Ziewnęłam i nie otwierając oczek poszłam w stronę wejścia. Przetarłam powieki i pociągnęłam za klamkę. W progu stał chłopak, na oko starszy ode mnie. Miał brązowe włosy i lagunowe oczy.
-Laurine Francess? - zapytał się. Po francusku. Uff...
-Tak, a o co chodzi? - zapytałam się.
-Jestem Louis Tomlinson - kontynuował. - Królowa przysłała mnie po panienkę, mam nadzieję że nie przychodzę nie w porę?
-Nie, tylko chyba powinieneś być w okolicy południa, prawda?
-Jest po dwunastej - oświadczył.
-Oh, wejdź do środka. Poczekaj tylko chwilę bo list dostałam wczoraj wieczorem i nie zdążyłam się spakować - zaśmiałam się z siebie.
-Nie szkodzi, nie śpieszy nam się - uśmiechnął się.
-Czuj się jak w domu - z powrotem podreptałam do sypialni.
Zamknęłam drzwi i przebrałam się w czarną bokserkę i rurki. Z szafy wyciągnęłam dużą walizkę i małą torbę. Do dużej spakowałam wszystkie swoje ubrania. O dziwo zmieściły się bez problemu. Do małej postanowiłam spakować karmę dla Caramela. A on jeszcze słodko spał.
Wyszłam z pokoju. Zobaczyłam że Louis ogląda zdjęcia powieszone na ścianie w salonie. Bagaże wystawiłam przy wejściu.  Przeszłam do łazienki i zrobiłam swój codzienny,ciemny makijaż. Rozczesałam włosy i związałam je w luźnego kucyka. Z szafki wyjęłam kosmetyczkę i spakowałam do niej kosmetyki oraz żel pod prysznic, szczoteczkę i pastę do zębów oraz szczotkę. Wyszłam z pokoju i schowałam ją do toby.
-Czy jest panienka gotowa? - zapytał chłopak wchodząc do przedpokoju.
-"Panienka"? Serio? Mów do mnie po imieniu.
-Tak jest Laurine - uśmiechnął się do mnie.
-Poczekajmy tylko chwilkę aż Caramel się obudzi - poszłam do kuchni i wyjęłam miskę. Z szafki wyciągnęłam dla niego karmę i nasypałam trochę do jednej.
-Caramel? - zdziwił się - Kto to jest?
-Mój kot - z lodówki wyjęłam mleko i nalałam do drugiej. Oba naczynia postawiłam na podłodze.
Zabezpieczając worek z karmą schowałam ją do mniejszej torby. Kątem oka zobaczyłam jak kotek się budzi. Przeciągnął się i ziewnął, ukazując swoje białe kły.
-A kto to już wstał? - uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Wzięłam go na ręce i od razu przeszłam do kuchni. - Tylko zjedz szybko, bo się zbieramy. Jedziemy do Anglii. - postawiłam go na ziemi.
Gdy kot skończył umyłam obie miski. Poszłam do salonu. Po namyśle wzięłam dwie ramki ze zdjęciami. Tak na pamiątkę. Z szafy wyjęłam klatkę na podróż. Podeszłam z nią do kota i położyłam ją obok niego. On spojrzał na mnie z wyrzutem i wszedł do niej. Zamknęłam ją i ostrożnie położyłam obok walizek w przedpokoju.
-Dobra, jestem gotowa. Możemy jechać - powiadomiłam Louis'a. On pokiwał głową i wyjął telefon. Zadzwonił do kogoś i powiedział że księżniczka jest gotowa i można przysyłać samochód.
-Limuzyna powinna być za chwilę - powiedział po zakończeniu rozmowy.
-Limuzyna? Wystarczyłaby mi taksówka.
-Przepraszam, Królowa kazała.
-Nie szkodzi, tylko nie jestem przyzwyczajona do luksusów.
Krótki dźwięk świadczący o wiadomości. Lou (chyba mogę go tak nazwać, prawda?) znowu wyciągnął telefon z kieszeni i przeczytał wiadomość.
-Samochód jest pod domem. Możemy wychodzić.
Z komody wyjęłam klucze. Na ramię zarzuciłam torbę, w jedną rękę wzięłam klatkę, a w drugą walizkę. Louis chciał ode mnie wziąć jeden bagaż, ale go powstrzymałam. Sama dam sobie radę.
Wyszliśmy z mieszkania. Zakluczyłam drzwi i powoli zeszłam po kamiennych schodach. Po jakichś 10 minutach chłopak otwierał przede mną wejście. Przez ten czas uparcie próbował mnie przekonać bym oddała mu chociaż torbę. Po siódmym razie zdenerwowałam się i oddałam mu tę torbę.
Podeszliśmy do czarnej limuzyny. Przed nią stał starszy mężczyzna. Typowy kamerdyner. Gdy mnie zobaczył ukłonił się krótko i zabrał ode mnie walizkę, a od Lou torbę. Brunet otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam do limuzyny.
Do limuzyny.
Nigdy nie myślałam że kiedykolwiek przejadę się takim cackiem. No wiecie, skórzane siedzenia, mnóstwo gadżetów i kamerdyner.
Na podłodze, na której był czarny dywanik, położyłam klatkę. Słyszałam jak kot się wierci. Obok mnie usiadł Louis.
-Chyba nie masz nic przeciwko? - zapytał nieśmiało.
-Nie, jasne że nie - uśmiechnęłam się.
Zapięliśmy pasy i po chwili ruszyliśmy w stronę lotniska. Podczas jazdy pytałam się chłopaka czym się zajmuje w zamku, jak w ogóle tam trafił i jak wygląda jego codzienne życie. Zapytałam się też czy wie dlaczego mnie sprowadzają do Londynu, ale powiedział że nie wie.
No cóż, chyba dowiem się dopiero na miejscu.






Hej hej, tak więc dodaję rozdział chociaż miałam czekać na te 2 komentarze ale trudno.
Nie sprawdzałam bo jestem leniwa i mi się nie chce jestem zajęta, tak więc przepraszam za wszystkie błędy.
Jeśli macie taką możliwość to jakoś promujcie bloga na twitterze/facebooku itp itd chciałabym żeby więcej osób to czytało, zależy mi na Waszej opinii tak więc komentujcie!
~Harriet

wtorek, 11 marca 2014

001

Sprawnym ruchem otworzyłam drzwi cukierni, w której pracowałam od ponad roku. Ten malutki budynek od zawsze był spełnieniem moich marzeń. Od dziecka marzyłam aby zostać cukiernikiem. Gdy tylko miałam czas to przygotowywałam ciasta, a potem dekorowałam je w przeróżny sposób. Cała rodzina mówiła że mam do tego smykałkę i wspierała mnie w tym. To dzięki nim jestem tu gdzie jestem.
Po przekroczeniu progu budynku przywitałam się z Anit, dziewczyną, która również tu pracowała.
Westchnęłam i przeszłam do szatni. Tam nałożyłam śnieżno biały fartuch i przeszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam ciasto które dekorowałam już kilka dni. Miałam je ozdobić tak, aby podobało się sześcioletniej dziewczynce. Jej mama zdała się na mnie. Postawiłam na klasykę: różowy tort z figurką księżniczki i koroną. Starałam się aby wyglądało jak najlepiej.
Gdy skończyłam wszystko ozdabiać było już południe, a tort był skończony. Zadowolona poprosiłam Anit by zrobiła mi herbatę.
-Proszę bardzo - powiedziała kładąc kubek na blacie. - A, i już przyszła ta pani z dziewczynką od tego ciasta z którym się tak męczyłaś.
-Akurat skończyłam. voilà! - pokazałam jej moje dzieło.
-Jejku, ty to masz talent.
Uśmiechnęłam się. Brunetka je wzięła i poszła pokazać je dziecku. Miałam nadzieje że jej się spodoba.
-Kolejne sprzedane ciasto - powiedziała po chwili wchodząc do kuchni - kolejny zadowolony klient. I mamy nowe zamówienie - oświadczyła i zostawiła mnie samą, zostawiając mi kartkę.
Z westchnieniem znowu zabrałam się do pracy. Biszkopt oraz krem skończyłam robić w okolicy wieczora. Gdy była 19 wychodziłam już z cukierni.
Szybko szłam oświetlonymi uliczkami Paryża. Czułam że coś się stało, i to niekoniecznie coś dobrego. Znając życie to moja sąsiadka zapomniała nakarmić mojego kotka, Caramela, a on biedny siedział tam bez jedzenia. Po 10 minutach otwierałam drzwi od niedużego mieszkania.
-Cześć misiu - przywitałam się z kotkiem. - Czy pani Jacques była tu dzisiaj i dała ci jeść?
W odpowiedzi usłyszałam miałknięcie. Czyli martwiłam się nadaremnie. Kociak miałknął jeszcze raz i poszedł do kuchni, a ja za nim. Na stole leżała biała koperta z moim imieniem i nazwiskiem. Zdziwiłam się. Poczta zwykle przychodzi w środy a jest sobota. Na znaczku był Buckingham Palace.
Może to była pomyłka? O ile mi wiadomo, nie mam żadnych przyjaciół, ani rodziny w Londynie. W ogóle nie znam nikogo z Anglii.
Kot wskoczył na stół, a ja pogłaskałam go po grzbiecie.
-Dziwne - powiedziałam do siebie. - No nic, miejmy nadzieję że to nie wybuchnie.
Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej list. Dzięki mojej upartej mamie, która w dzieciństwie wręcz zmuszała mnie do nauki angielskiego, wszystko zrozumiałam.
Gdy przeczytałam treść kartki, oniemiałam.
Nie, to nie mogła być prawda.









Witajcie ludki! :)
Nie jest to moje pierwsze opowiadanie, miałam jeszcze inne (zapomniałam o nim lol) dodałam tam tylko jeden rozdział.
W maju.
Ale postanowiłam że zepnę tyłek i napiszę nowe, mam nadzieję że o nim nie zapomnę (skleroza nie boli, prawda?) i że będę miała czytelników.
Aha, i zamierzam was szantarzować :)
2 komentarze = nowy rozdział
Będę czekać aż się pojawią. Tak więc powodzenia życzę!
Za wszelkie błędy przepraszam!
~Harriet
PS to będzie opowiadanie o Larry'm więc żebyście się potem nie zdziwiły że będą sobie miłość wyznawać czy cuś...
no nic :)
Edit: zapomniałam napisać, że akcja toczy się w Paryżu (na razie hehehe) a One Direction nie istnieje!!

sobota, 12 października 2013

Pacynki

Laurine Francess 19 lat
Liam Payne 20 lat
Zayn Malik 20 lat
Louis Tomlinson 22 lata
Harry Styles 19 lat
Niall Horan 20 lat
Perrie Edwards 19 lat
Danielle Peazer 22 lata
I inni.