wtorek, 11 marca 2014

001

Sprawnym ruchem otworzyłam drzwi cukierni, w której pracowałam od ponad roku. Ten malutki budynek od zawsze był spełnieniem moich marzeń. Od dziecka marzyłam aby zostać cukiernikiem. Gdy tylko miałam czas to przygotowywałam ciasta, a potem dekorowałam je w przeróżny sposób. Cała rodzina mówiła że mam do tego smykałkę i wspierała mnie w tym. To dzięki nim jestem tu gdzie jestem.
Po przekroczeniu progu budynku przywitałam się z Anit, dziewczyną, która również tu pracowała.
Westchnęłam i przeszłam do szatni. Tam nałożyłam śnieżno biały fartuch i przeszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam ciasto które dekorowałam już kilka dni. Miałam je ozdobić tak, aby podobało się sześcioletniej dziewczynce. Jej mama zdała się na mnie. Postawiłam na klasykę: różowy tort z figurką księżniczki i koroną. Starałam się aby wyglądało jak najlepiej.
Gdy skończyłam wszystko ozdabiać było już południe, a tort był skończony. Zadowolona poprosiłam Anit by zrobiła mi herbatę.
-Proszę bardzo - powiedziała kładąc kubek na blacie. - A, i już przyszła ta pani z dziewczynką od tego ciasta z którym się tak męczyłaś.
-Akurat skończyłam. voilà! - pokazałam jej moje dzieło.
-Jejku, ty to masz talent.
Uśmiechnęłam się. Brunetka je wzięła i poszła pokazać je dziecku. Miałam nadzieje że jej się spodoba.
-Kolejne sprzedane ciasto - powiedziała po chwili wchodząc do kuchni - kolejny zadowolony klient. I mamy nowe zamówienie - oświadczyła i zostawiła mnie samą, zostawiając mi kartkę.
Z westchnieniem znowu zabrałam się do pracy. Biszkopt oraz krem skończyłam robić w okolicy wieczora. Gdy była 19 wychodziłam już z cukierni.
Szybko szłam oświetlonymi uliczkami Paryża. Czułam że coś się stało, i to niekoniecznie coś dobrego. Znając życie to moja sąsiadka zapomniała nakarmić mojego kotka, Caramela, a on biedny siedział tam bez jedzenia. Po 10 minutach otwierałam drzwi od niedużego mieszkania.
-Cześć misiu - przywitałam się z kotkiem. - Czy pani Jacques była tu dzisiaj i dała ci jeść?
W odpowiedzi usłyszałam miałknięcie. Czyli martwiłam się nadaremnie. Kociak miałknął jeszcze raz i poszedł do kuchni, a ja za nim. Na stole leżała biała koperta z moim imieniem i nazwiskiem. Zdziwiłam się. Poczta zwykle przychodzi w środy a jest sobota. Na znaczku był Buckingham Palace.
Może to była pomyłka? O ile mi wiadomo, nie mam żadnych przyjaciół, ani rodziny w Londynie. W ogóle nie znam nikogo z Anglii.
Kot wskoczył na stół, a ja pogłaskałam go po grzbiecie.
-Dziwne - powiedziałam do siebie. - No nic, miejmy nadzieję że to nie wybuchnie.
Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej list. Dzięki mojej upartej mamie, która w dzieciństwie wręcz zmuszała mnie do nauki angielskiego, wszystko zrozumiałam.
Gdy przeczytałam treść kartki, oniemiałam.
Nie, to nie mogła być prawda.









Witajcie ludki! :)
Nie jest to moje pierwsze opowiadanie, miałam jeszcze inne (zapomniałam o nim lol) dodałam tam tylko jeden rozdział.
W maju.
Ale postanowiłam że zepnę tyłek i napiszę nowe, mam nadzieję że o nim nie zapomnę (skleroza nie boli, prawda?) i że będę miała czytelników.
Aha, i zamierzam was szantarzować :)
2 komentarze = nowy rozdział
Będę czekać aż się pojawią. Tak więc powodzenia życzę!
Za wszelkie błędy przepraszam!
~Harriet
PS to będzie opowiadanie o Larry'm więc żebyście się potem nie zdziwiły że będą sobie miłość wyznawać czy cuś...
no nic :)
Edit: zapomniałam napisać, że akcja toczy się w Paryżu (na razie hehehe) a One Direction nie istnieje!!